poniedziałek, 2 stycznia 2012

Mistrzowie Vincenta van Gogha


Vincent van Gogh pomimo własnego indywidualnego stylu fascynował się również malarstwem innych artystów, a w szczególności sztuką Rembrandta, Jean-Francois Milleta i Eugene Delacroixa. Wzorem był dla niego również jego przyjaciel Paul Gauguin jak i Mauve. W twórczości każdego z nich widział inne wartości i dostrzegał inny rodzaj piękna. W jednym ze swych listów napisał „Obraz Mauve’a, Morisa czy Istaelsa mówi nam więcej i jaśniej niż sama natura”.
Rembrandt Harmenszoon van Rijn  - „Straż nocna”

 „Nie wiem, czy przypominasz sobie, że z lewej strony Straży nocnej, a więc jako pendant do Syndyków cechu sukienników, znajduje się obraz (nieznany mi dotychczas) Fransa Halsa i P. Codde’a: około dwudziestu oficerów w całej postaci. Czy zwróciłeś na ten obraz uwagę? Jeśli nie, sam tylko jest wart podróży do Amsterdamu. Jest tam postać chorążego, stojącego kącie, całkiem na lewo, przy ramie, cała namalowana szaro, powiedzmy, szaroperłowo, w tonie charakterystycznie neutralnym, uzyskanym zapewne z oranżu i niebieskości przemieszanych tak, że neutralizują się wzajemnie; aby odmienić ten ton zasadniczy, w jednym miejscu położono go jaśniej, w drugim ciemniej, ale cała postać wydaje się namalowana jedną szarością; skurzane buty są jednak z innej malarskiej materii niż spodnie do kolan, ich fałdy i kaftan; wszystko jest rozmaitych kolorów; a przecież wszystko namalowane szarościami z jednej palety.
Posłuchaj mnie uważnie. Do tej szarości malarz wprowadzi teraz niebieski, oranż i trochę bieli; kaftan ma kokardy z atłasowych wstążek, lekko niebieskich, bosko delikatnych w kolorze; szarfa i chorągiew są pomarańczowe, kołnierz biały.
Oranż, biel, błękit, jako ówczesne kolory narodowe, oranż i niebieski obok siebie, dwa kolory umiejętnie przemieszane, tworzą wspaniałą gamę na szarym tle; nazwałbym je biegunami elektrycznymi ( wciąż chodzi o kolor) zbliżonymi do siebie tak, że nawzajem się znoszą przy tej szarości i bieli. Gdzie indziej w tym obrazie są inne gamy oranżu obok innej niebieskości, jeszcze gdzie indziej najcudowniejsze czernie obok najdoskonalszych bieli. Głowy, których jest dwadzieścia, twarze pełne życia i ducha, namalowane jednym kolorem! Postawy wszystkich postaci wspaniałe.
Rzadko jednak zdarzyło mi się widzieć postać piękniejszą niż chwat pomarańczowy, biały i niebieski w lewym rogu obrazu. To jest unikalne.
Delacroix byłby niezwykle zachwycony, ja stałem dosłownie jak wryty. A poza tym znasz śpiewaka, postać śmiejącą się, popiersie czarno zielonkawe i karminowe, także w tonach ciała. Znasz popiersie mężczyzny żółto cytrynowe, zgaszone, którego twarz dzięki opozycji tonów jest zuchwale brązowa, mistrzowska, czerwień wina ( fiolet?).
Burger pisał o Żydowskiej narzeczonej Rembrandta podobnie, jak pisał o Vermeerze z Delft, o Siewcy Milleta, o Fransie Halsie, cały temu pisaniu oddany, przechodząc sam siebie. Syndycy są doskonali, to najpiękniejszy Rembrandt; ale Żydowska narzeczona ( taktując ją oddzielnie); cóż to za obraz intymny, nieskończenie ujmujący, namalowany ręką z ognia. Rembrandt w Syndykach jest wierny naturze, choć tu także, i zresztą zawsze, szlachetny wielką szlachetnością i wzniosły nad wszelki wyraz. Rembrandt był zdolny do czegoś innego, kiedy nie czuł potrzeby dosłownej wierności naturze-jak to się zdarza w portrecie-kiedy mógł oddziaływać poetycko, być poetą, to znaczy twórcą. I tak właśnie jest w Żydowskiej narzeczonej.
Jak doskonale Delacroix rozumiałby ten obraz! Jakie szlachetne uczucie, nieprzeniknionej głębi-trzeba umrzeć wiele razy, żeby tak malować! Oto słowo stosowne do tego obrazu. Żeby powrócić jednak do Fransa Halsa i jego płócien, to można powiedzieć, że Hals zawsze stoi nogami na ziemi; Rembrandt przenika tak głęboko tajemnicę, że mówi rzeczy, dla których nie ma słów w żadnym języku.
Sprawiedliwie nazywa się Rembrandtem czarodziejem… To nie jest łatwy zawód!”

Rembrandt Harmenszoon van Rijn   - Żydowska narzeczona               

List do Thea, październik 1885.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz