niedziela, 13 maja 2012
piątek, 20 stycznia 2012
czwartek, 19 stycznia 2012
Van Gogh w czasach popkultury - część 2.
FILM/SERIAL
Odcinek brytyjskiego serialu "Doktor Who" zatytułowany "Vincent i Doktor" (sezon 5, odcinek 10).
Do obejrzenia na stronie: http://iitv.info/doctor-who/s05e10.html
Senna wizja Akiry Kurosawy o spotkaniu z Van Goghiem (w tej roli Martin Scorsese).
Poniżej fragment filmu "Sny" z 1990 roku.
Znów spotkanie Wschodu z Zachodem - odcinek anime pt. "Samurai champloo" z Vincentem.
Do obejrzenia m.in. na stronie: http://www.animecrazy.net/samurai-champloo-episode-5/.
"Pasja życia" (1956 r.) to adaptacja powieści Irvinga Stone'a o życiu i twórczości Vincenta Van Gogha.
W rolach głównych: Kirk Douglas i Anthony Quinn.
RADOSNA TWÓRCZOŚĆ INTERNAUTÓW
MUZYKA
Na dobranoc...
"Starry, starry night
Portraits hung in empty halls
Frameless heads on nameless walls
With eyes that watch the world and can't forget
Like the strangers that you've met
The ragged men in ragged clothes
A silver thorn, a bloody rose"
Lie crushed and broken on the virgin snow"
(Don McLean, "Vincent")
To be continued.
środa, 18 stycznia 2012
Van Gogh w czasach popkultury - część 1.
MUZYKA
Teledysk do piosenki "70 Million" zespołu Hold Your Horses!
1:38 - postać Vincenta z zabandażowanym uchem
2:58 - "Słoneczniki"
REKLAMA
Reklama sieci telefonii komórkowej Plus z udziałem kabaretu Mumio:
Reklama zakładu optycznego "Voigt" w Krakowie:
MODA
Kolekcja haute couture Yves Saint Laurenta na wiosnę/lato 1988 roku.
Kolekcja sióstr Mulleavy (Rodarte) na wiosnę 2012 roku.
Więciej na stronie: http://www.vogue.com/collections/spring-2012-rtw/rodarte/review/
Ciąg dalszy nastąpi...
Słoneczniki,
słoneczniki i raz jeszcze słoneczniki, stare podarte buty, jakieś pole z
krukami, kilka portretów biedaków, kwiaty, jedzący kartofle, no i
oczywiście autoportrety. Autoportrety – te obrazy spotykamy codziennie,
w muzeach, albumach, na pocztówkach, ścianach tanich hoteli, a nawet
filiżankach czy serwetkach w naszych domach. Stały się tak nieodłączną
częścią rzeczywistości w jakiej żyjemy, że już prawie ich nie zauważamy.
Nie widzimy już ani van Gogha, a tym bardziej jego dzieła. Na dodatek
jeszcze ta „mroczna legenda” – kilkadziesiąt milionów dolarów, czyli
najwyższa cena w historii za obraz szaleńca, który za życia nie sprzedał
ani jednego obrazu i żył jak nędzarz, gdzie nieodzownie pojawia się
wzmianka o obciętym uchu…
Czy jesteśmy jeszcze w stanie oglądać jego obrazy, zapominając o tej legendzie? I czy w ogóle można o niej zapomnieć? I jak to właściwie jest naprawdę… Tłumy turystów padają na kolana przed obrazami, których jedyną wartością jest cena poprzedzona nędzą wariata, znanego im jedynie z filmowych opowieści. Nie mnie to oceniać, dlatego też oddam głos samemu Vincentowi:
„Nie spodziewam się dla siebie niczego … Nie mogę nic na to poradzić, że moje obrazy niepodobna sprzedać. Nadejdzie jednak dzień, kiedy okaże się, że są one więcej warte, niż kosztowały, że są czymś więcej niż tylko ceną farb i mego nędznego życia…”
Każdy z nas może zadać sobie pytanie, kim właściwie był, i jest dla niego Vincent van Gogh, i czym jego sztuka… no dalej przecież tysiące razy słyszeliśmy tę historie… no właśnie tysiące razy.
Zacznijmy więc jeszcze raz, od początku. Vincent van Gogh szaleniec … czy aby na pewno?
Czy jesteśmy jeszcze w stanie oglądać jego obrazy, zapominając o tej legendzie? I czy w ogóle można o niej zapomnieć? I jak to właściwie jest naprawdę… Tłumy turystów padają na kolana przed obrazami, których jedyną wartością jest cena poprzedzona nędzą wariata, znanego im jedynie z filmowych opowieści. Nie mnie to oceniać, dlatego też oddam głos samemu Vincentowi:
„Nie spodziewam się dla siebie niczego … Nie mogę nic na to poradzić, że moje obrazy niepodobna sprzedać. Nadejdzie jednak dzień, kiedy okaże się, że są one więcej warte, niż kosztowały, że są czymś więcej niż tylko ceną farb i mego nędznego życia…”
Każdy z nas może zadać sobie pytanie, kim właściwie był, i jest dla niego Vincent van Gogh, i czym jego sztuka… no dalej przecież tysiące razy słyszeliśmy tę historie… no właśnie tysiące razy.
Zacznijmy więc jeszcze raz, od początku. Vincent van Gogh szaleniec … czy aby na pewno?
wtorek, 17 stycznia 2012
Tajemnica ucha Vincenta van Gogha
Dwa dni przed Bożym Narodzeniem 1888 r. holenderski malarz Vincent van Gogh odciął sobie ucho. Ten najbardziej chyba znany incydent w dziejach historii sztuki mógł wyglądać zupełnie inaczej. Niemieccy historycy Hans Kaufmann i Rita Hildegard w książce „Ucho van Gogha. Paul Gauguin i zmowa milczenia” twierdzą, że ucho obciął van Goghowi przyjaciel – Paul Gauguin.
Według podręcznikowej wersji wydarzeń, van Gogh odciął sobie ucho po kłótni z Gauguinem. Krwawiący malarz udał się do pobliskiego domu publicznego i wręczył owinięte w gazetę ucho prostytutce imieniem Rachel. Następnie wrócił do domu i usnął w zakrwawionym łóżku. Dopiero następnego dnia zgłosił się do szpitala. Na podstawie policyjnych archiwów i zachowanej korespondencji Kaufmann i Wildegans odtworzyli inny obraz wypadków. Ich zdaniem, oficjalna wersja jest niespójna i wygląda tak, jakby zawierała elementy uzgodnione przez przyjaciół już po fakcie.
Przyjaźń Gauguina i van Gogha była burzliwa. Jesienią 1888 r. Vincent namówił Paula do przyjazdu do Arles. Z początkiem zimy jednak konflikty między nimi nasiliły się tak bardzo, że tuż przed Bożym Narodzeniem Gauguin postanowił wyjechać. Van Gogh, mimo że w liście do brata pisał, iż Gauguin staje się nie do wytrzymania, za wszelką cenę chciał go zatrzymać. Do starcia pomiędzy malarzami prawdopodobnie doszło nie w domu, lecz na ulicy, niedaleko domu publicznego, gdzie van Gogh zaniósł później swoje ucho. Gauguin, wyśmienity szermierz, wśród bagaży, które zabrał z domu van Gogha, niósł także szpadę. Kiedy Vincent próbował go zatrzymać siłą, Gauguin broniąc się, odciął mu ucho. Podobno szpadę wrzucił później do Rodanu. Vincent napisał potem do swojego ukochanego brata Theo: „Co za szczęście, że Gauguin nie miał broni maszynowej". W ostatnim liście van Gogha do Gauguina można przeczytać: „Jeśli ty będziesz cicho, ja też będę milczał”. Kaufmann i Wildegans podejrzewają, że van Gogh zdecydował się zgłosić ten wypadek jako samookaleczenie, żeby nie ściągnąć na przyjaciela kary więzienia.
Gauguin był w szoku, być może obawiał się, że rana, którą zadał przyjacielowi, okazała się śmiertelna. Kiedy jednak się dowiedział, że Vincent żyje, uznał, iż powinien się usunąć z jego otoczenia. Poprosił policjanta, aby powiedział van Goghowi, że wyjechał do Paryża. Doktor Felix Rey, który leczył Vincenta, twierdził, że to Gauguin zaaranżował przyjęcie malarza do szpitala, a także powiadomił o wypadku jego brata Theo. Wyjechał natychmiast po tym, kiedy brat malarza przybył do Arles.
Powszechnie uważa się, że van Gogh odciął sobie ucho w ataku szaleństwa. Pogłoski o chorobie umysłowej artysty były jednak prawdopodobnie rozpowszechniane przez Gauguina. Choć Vincent już wcześniej był niezrównoważony, jego poważne problemy psychiczne zaczęły się dopiero po wypadku. Rana van Gogha szybko się zagoiła i po kilku dniach został zwolniony ze szpitala. Obcięcie ucha nadwerężyło jednak jego delikatne zdrowie fizyczne i psychiczne. Styczeń 1889 r. spędził pomiędzy szpitalem i domem, cierpiąc na halucynacje i ataki paranoi. Pół roku po wypadku próbował się otruć terpentyną, po czym został przyjęty do szpitala psychiatrycznego w Saint- -Remy.
Van Gogh cierpiał prawdopodobnie na syfilis, którym zaraził się od prostytutek w Antwerpii. Miewał też ataki schizofrenii, depresji maniakalnej, zdradzał objawy zatrucia ołowiem obecnych w farbach oraz ostrej porfirii napadowej – choroby metabolicznej charakteryzującej się silnymi bólami brzucha i wiotczeniem mięśni. Niewykluczone, że cierpiał też na chorobę Ménire’a, zaburzenia ucha wewnętrznego związane z mdłościami, torsjami, utratą słuchu i zawrotami głowy. W 1979 r. Keiko Yasuda ogłosił nawet hipotezę, że obcięcie ucha było podjętą przez van Gogha desperacką próbą pozbycia się choroby Ménire’a . Ta teoria jest jednak krytykowana przez wielu badaczy.
Gauguin i van Gogh nigdy się już nie spotkali. Depresja Vincenta się pogłębiała. W lipcu 1890 r., podczas przechadzki po polu, strzelił sobie w pierś z rewolweru. Początkowo rana wydawała się niegroźna, van Gogh zdołał nawet wrócić do oberży w Ravoux. Nie opuścił już jednak łóżka – zmarł po dwóch dniach.
Wprost – 24/2009 TAJEMNICA UCHA VINCENTA VAN GOGHA
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Van Gogh - zabójstwo czy samobójstwo
Holenderski impresjonista Vincent Van Gogh nie zmarł śmiercią samobójczą strzelając do siebie na polu pszenicy. Postrzelił go z colta nastolatek, mający obsesję na punkcie Dzikiego Zachodu - wynika z jego nowej biografii.
Autorzy książki (Van Gogh: The Life) Steven Naifeh oraz Gregory White Smith, którzy pracowali nad nią dziesięć lat sądzą, że przyjęta w świecie wersja jego zgonu nie jest prawdziwa, choć przyczyniła się do wylansowania wyrosłego wokół niego mitu niezrozumiałego geniusza i wylansowania go jako celebryty.
Naifeh i Smith dotarli do mało znanej relacji pisarza Wilfreda Arnolda, który opisał rozmowę z historykiem sztuki Johnem Rewaldem.
Rewald - według Arnolda - powiedział mu, że w 1930 r. w czasie pobytu w Auvers-sur-Oise, gdzie przed śmiercią przebywał Van Gogh zetknął się z pogłoskami sugerującymi, że malarz został przypadkowo postrzelony przez dwóch chłopców, lecz wziął na siebie winę, by ich chronić.
Jeden z nich, 16-letni Ren, Secrtan na wakacjach w willi sąsiadującej z domem, w którym w Auvers mieszkał artysta, na krótko przed śmiercią w 1957 r. przyznał w rozmowie z osobą przeprowadzającą z nim wywiad, że fundował malarzowi drinki i mu się naprzykrzał.
Secrtan chodził w kowbojskim stroju kupionym w Paryżu i miał wadliwego colta .380, z którego strzelał do wiewiórek i ptaków. Van Gogha uważał przede wszystkim za włóczęgę, nie zaś za udręczonego, pełnego życia artystę geniusza, jak odmalował go w głośnym filmie "Pasja Życia" Kirk Douglas.
Relacja o śmierci Van Gogha podana przez Secrtana w wywiadzie, w ocenie obu autorów jest ogólnikowa. Secrtan mówił, że dowiedział się o niej z paryskiej gazety, ale żadna z gazet jej nie zamieściła.
Naifeh i Smith sądzą, że 27 lipca 1890 r., gdy Van Gogh zmarł, Secrtan przebywał w jego towarzystwie wraz ze swym starszym bratem Gastonem, którego artysta szanował i lubił.
Van Gogh zmarł w 30 godzin po postrzeleniu. Pytany przed śmiercią, czy chciał sobie odebrać życie odparł: "Tak, Wierzę w to". Wcześniej nie zauważono u niego skłonności samobójczych, a w jednym z listów ten rodzaj śmierci nazywa "aktem tchórzostwa". Miewał jednak stany lękowe i nawroty choroby psychicznej.
Wersję o jego samobójczej śmierci podważa też i to, że strzał ugodził go w pierś (zwykle samobójcy strzelają sobie w głowę) i nie strzelił po raz drugi, pistoletu z którego padł strzał nigdy nie znaleziono, a w dniu śmierci artysta wybrał się w plener z farbami i sztalugami, co sugerowałoby, że nie miał w planach targnięcia się na życie.
Autorzy książki (Van Gogh: The Life) Steven Naifeh oraz Gregory White Smith, którzy pracowali nad nią dziesięć lat sądzą, że przyjęta w świecie wersja jego zgonu nie jest prawdziwa, choć przyczyniła się do wylansowania wyrosłego wokół niego mitu niezrozumiałego geniusza i wylansowania go jako celebryty.
Naifeh i Smith dotarli do mało znanej relacji pisarza Wilfreda Arnolda, który opisał rozmowę z historykiem sztuki Johnem Rewaldem.
Rewald - według Arnolda - powiedział mu, że w 1930 r. w czasie pobytu w Auvers-sur-Oise, gdzie przed śmiercią przebywał Van Gogh zetknął się z pogłoskami sugerującymi, że malarz został przypadkowo postrzelony przez dwóch chłopców, lecz wziął na siebie winę, by ich chronić.
Jeden z nich, 16-letni Ren, Secrtan na wakacjach w willi sąsiadującej z domem, w którym w Auvers mieszkał artysta, na krótko przed śmiercią w 1957 r. przyznał w rozmowie z osobą przeprowadzającą z nim wywiad, że fundował malarzowi drinki i mu się naprzykrzał.
Secrtan chodził w kowbojskim stroju kupionym w Paryżu i miał wadliwego colta .380, z którego strzelał do wiewiórek i ptaków. Van Gogha uważał przede wszystkim za włóczęgę, nie zaś za udręczonego, pełnego życia artystę geniusza, jak odmalował go w głośnym filmie "Pasja Życia" Kirk Douglas.
Relacja o śmierci Van Gogha podana przez Secrtana w wywiadzie, w ocenie obu autorów jest ogólnikowa. Secrtan mówił, że dowiedział się o niej z paryskiej gazety, ale żadna z gazet jej nie zamieściła.
Naifeh i Smith sądzą, że 27 lipca 1890 r., gdy Van Gogh zmarł, Secrtan przebywał w jego towarzystwie wraz ze swym starszym bratem Gastonem, którego artysta szanował i lubił.
Van Gogh zmarł w 30 godzin po postrzeleniu. Pytany przed śmiercią, czy chciał sobie odebrać życie odparł: "Tak, Wierzę w to". Wcześniej nie zauważono u niego skłonności samobójczych, a w jednym z listów ten rodzaj śmierci nazywa "aktem tchórzostwa". Miewał jednak stany lękowe i nawroty choroby psychicznej.
Wersję o jego samobójczej śmierci podważa też i to, że strzał ugodził go w pierś (zwykle samobójcy strzelają sobie w głowę) i nie strzelił po raz drugi, pistoletu z którego padł strzał nigdy nie znaleziono, a w dniu śmierci artysta wybrał się w plener z farbami i sztalugami, co sugerowałoby, że nie miał w planach targnięcia się na życie.
Stare trzewiki
STARE TRZEWIKI |
Van Gogh podejmował ten temat wiele razy. Jest to aluzja do jego upodobania do dalekich przechadzek, podczas których szukał nowych pejzaży i zapamiętywał kształty codziennej rzeczywistości. Frank Elgara napisał kiedyś: „ Są to stare zdeformowane buty, otwarte, wykrzywione\, które mówią o ubóstwie, biedzie, zmęczeniu i nie kończących się wędrówkach. Odkrywają one niepowodzenia ich właściciela i jego wycieńczenie; za ich pośrednictwem dostrzegamy znużenie i wyczerpanie całej ludzkości”. Podobnie na ich temat wypowiadał się również Heidegger: „W mroku butów jest zapisane zmęczenie spracowanego kroku. W mocnym ciężarze buta kryje się powolna i uporczywa droga przez pola”. Czyżby buty stały się autoportretem?
Autoportrety
AUTOPORTRET Z PALETĄ I PĘDZLEM |
„ Powiadają – i chętnie w to wierzę – że trudno znać samego siebie, ale nie jest też łatwo namalować siebie. Otóż teraz, z braku innego modela, pracuję nad dwoma autoportretami(…) Jeden zacząłem pierwszego dnia, kiedy wstałem, byłem chudy i blady jak diabeł. Ten jest ciemny, fioletowo-niebieski, twarz biaława z żółtymi włosami, a więc działanie koloru”.
AUTOPORTRET 1889 |
Jest to ostatni z około czterdziestu autoportretów. W liście do młodszej siostry napisał: „ Co mnie w moim zawodzie pasjonuje najbardziej, w znacznie, ale to w znacznie większym stopniu niż wszystko inne, to portret, portret nowoczesny (…) nie staram się o podobieństwo fotograficzne, ale o mocny wyraz, używając jako środka ekspresji nowoczesnego rozumienia koloru” W kolejnym liście, tym razem już do Thea czytamy: „ Posyłam Ci dziś mój autoportret; trzeba mu się przyglądać przez pewien czas; mam nadzieję, że zobaczysz jak uspokoiła mi się twarz, choć spojrzenie jest jeszcze bardziej nieokreślone niż dawniej – tak mi się przynajmniej zdaje”.
czwartek, 12 stycznia 2012
Gwieździste niebo
„ Czuję tę straszną potrzebę – powiem to słowo – religii: toteż wychodzę
nocą, żeby malować gwiazdy.”
GWIEŹDZISTA NOC NAD RODANEM |
„Niebo
jest zielononiebieskie, woda koloru błękitu królewskiego, ziemia ma barwę
fiołkoworóżową. Miasto jest niebieskie i fioletowe, oświetlenie gazowo żółte, a
refleksy koloru rudego złota przechodzą aż w zielonkawy brąz. Na
niebieskozielonej powierzchni nieba migocze zielono i różowo Wielka
Niedźwiedzica, i ten blady i dyskretny blask kontrastuje z grubiańskim złotem
gazu. Na pierwszym planie dwie barwne figurki zakochanych” W pewnym sensie odnosi się do niego również
fragment innego listu „ Tu powstaje odwieczny problem: czy życie całe jest dla
nas widoczne, czy przed śmiercią znamy tylko jedną hemisferę? (…) Widok gwiazd
wywołuje u mnie zamyślenie tak samo jak czarne punkty na mapie geograficznej,
oznaczające miasta i miasteczka. Dlaczego, powiadam sobie, świetliste punkty
firmamentu miałyby być dla nas mniej dostępne niż czarne punkty na mapie”.
GWIEŹDZISTA NOC |
Jedzący kartofle
JEDZĄCY KARTOFLE |
Zjadacze
kartofli to przełomowe dzieło Vincenta van Gogha- jest to ostateczna wersja
obrazu; istnieją jeszcze dwie inne, nieco wcześniejsze.
W liście z kwietnia 1885 roku van Gogh napisał
„ Chciałem malując dać wyobrażenie o tych prostych ludziach, którzy w świetle
lampy jedzą swoje kartofle, biorąc je rękami z półmiska-tymi samymi rękami,
którymi kopali ziemię, gdzie one rosły; obraz przywołuje więc pracę i sugeruje,
że Ci wieśniacy uczciwie zasłużyli sobie na swoja strawę (…) Nie pragnąłbym
wcale, żeby wszyscy uznali płótno za ładne czy dobre (…) Ten kto woli mdłego
wieśniaka, niech szuka gdzie indziej. Co do mnie wierzę, że lepsze rezultaty
daje malowanie surowości, niż przydawanie im ładności konwencjonalnej”.
środa, 11 stycznia 2012
Wirtualna podróż do Muzeum Van Gogha w Amsterdamie
- zapraszamy.
„Ale drogi, którą idę, muszę się trzymać; jeśli nic nie będę robił, nie będę studiował, poszukiwał, będę zgubiony. A wtedy biada mi!”
(za: "Vincent van Gogh", Ingo F. Walther)
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Komentarze do obrazów. Nocna kawiarnia
NOCNA KAWIARNIA |
Sierpień
1888 – „ Dziś zacznę prawdopodobnie wnętrze kawiarni, gdzie przesiaduję
wieczorem , w gazowym świetle.
Jest to kawiarnia, którą nazywają tu „ nocną”, zdarza się tu
dość często, że kawiarnie pozostają otwarte przez całą noc. „Włóczędzy nocni”
mogą w nich znaleźć schronienie, jeśli nie mają na zapłacenie pokoju albo jeśli
są zbyt pijani, żeby im wynajęto pokoju” Kafejka zdaje się być przystanią ludzi
zniszczonych i załamanych „ Próbowałem przekazać że kafejka jest miejscem gdzie
można zniszczyć samego siebie, popaść w szaleństwo, albo popełnić zbrodnie”.
niedziela, 8 stycznia 2012
Komentarze do obrazów
ŻNIWIARZ |
SIEWCA |
Wrzesień 1889 – „ Walczę z obrazem rozpoczętym kilka dni przed moją niedyspozycją, jest to żniwiarz, płótno całe żółte, okropnie grubo malowane, ale motyw był piękny i prosty. Widzę w tym żniwiarzu-niewyraźną postać, która w okropnym żarze miota się jak diabeł, żeby dać sobie radę ze swoimi zadaniami – widzę w nim obraz śmierci, w tym sensie, że ludzkość jest zbożem, które się kosi. Jest to przeciwieństwo siewcy, którego namalowałem przedtem. Ale w tej śmierci nie ma nic smutnego, wszystko dzieje się w pełnym świetle, w słońcu, które zatapia pejzaż w delikatnym złotym blasku.” W ciągu kolejnych dni pracy nad obrazem czytamy „ Pracuję jak potępieniec, szał pracy ogarnął mnie bardziej niż kiedykolwiek. Może będzie ze mną tak jak z Delacroix, który mówił, że „odnalazł malarstwo kiedy nie miał już zębów i brakło mu tchu.” Kiedy obraz został ukończony van Gogh napisał: „ żniwiarz jest gotów, myślę, że ten obraz weźmiesz do siebie – jest to obraz śmierci, o jakiej mówi nam wielka księga natury, ale ja chciałem, żeby to było „niemal uśmiechnięte. Płótno jest żółte, prócz linii fioletowych wzgórz, bladożółte…”.
piątek, 6 stycznia 2012
Vincent van Gogh o swojej sztuce i tematach, które podejmował
Już od samego początku natura Van Gogha była
niezwykła. Miał on skłonności do izolowania się, pomimo tego, iż przez całe
życie poszukiwał miłości i zrozumienia. Był człowiekiem trudnym, porywczym, o wiecznie
zamyślonym wyrazie twarzy. Wciąż poszukiwał swej własnej drogi, która dałaby mu
szczęście. Od samego początku zmierzał ku temu, co substancjalne, co stanowi
sens ludzkiej egzystencji. We wszystkim, co robił zachowywał jakiś pierwiastek
religijny. Wszystkie prace, które
podejmował kończyły się jednak klęską, droga kaznodziei również okazała się
błędem. Nie miał szczęścia również w miłości i choć kochał całym sobą, nigdy
nie był kochany. Jak pisał w liście do brata „ Nie ma inne troski prócz tej: do
czego się nadaję, skoro nie mogę pomagać Anie przydać się w jakikolwiek inny
sposób”. Nadszedł jednak dzień kiedy wszystko się zmieniło a Vincent chwycił
ołówek i znowu zaczął rysować. „Człowiek uczy się patrzeć inaczej w ciężkich
warunkach, w nędzy… W tej biedzie jednak czułem, jak wraca mi energia i
powiedziałem sobie: cokolwiek będzie, dowiodę, że mam jeszcze energię by
sięgnąć po ołówek, który porzuciłem…”
Od tej
pory zaczyna w listach do brata pisać o sobie jak o artyście, co nasili się
jeszcze bardziej w okresie choroby, gdy płótna będą powstawać w przerażającym
tempie, jedno za drugim. „Im bardziej jestem rozbity,
chory, złamany, tym bardziej staję się artystą, twórcą w tym wielkim odrodzeniu
sztuki, o którym mówimy”, lub” My, artyści, w społeczeństwie dzisiejszym
jesteśmy jak rozbite dzbany”. Vincent wzorując się na swych ulubionych
artystach szuka tematów na obrazy tam gdzie inni ich nie widzą- opuszczone
domy, kopanie, ciężko pracujący ludzie czy żebracy- uważa, bowiem, iż ludzie z
marginesu są bardziej wartościowi niż bogacze. „Prawdziwy artysta woli
najbrudniejsze zakamarki, byleby było w nich coś do malowania, niż proszone
herbatki z wytwornymi damami”. W kolejnym liście dodaje również „W najbiedniejszym domku, w najbrudniejszym zakamarku widzę
temat do obrazu lub rysunku”. Van Gogh nie chce idealizować swych postaci, mają
być ziemskie, żyć tu i teraz: „A jednak wolę malować oczy ludzkie niż katedry,
bo w oczach jest coś, czego nie ma w majestatycznych, imponujących katedrach:
ludzka dusza. Nawet oczy nędznego włóczęgi czy dziewczyny ulicznej wydają mi
się bardziej interesujące”.
Sadzenie ziemniaków |
Anton Mauve
W kilku listach wspomina również o tym, iż uwielbia Mauve’a. Wzrusza go delikatnośc i rezygnacja w jego obrazach, podobnie, jak w obrazach Josepha Israelsa. Jak twierdzi najlepsze kazanie o rezygnacji nie zrobiło na nim takiego wrażenia, jak płótno Mauve’a: zadyszane i potulne szkapy zaprzężone do ciężkiej barki, oraz chłopi Milleta”.
Większość jego prac pokazywała owce i wypas owiec przez chłopów, oraz ich prace w polu. Podobnie jak Vincent dostrzegał w tych scenach nie tylko dobry temat do malowania, ale piękno, obok którego większość przechodziła obojętnie.
Anton Mauve – Łódź rybacka na plaży
Większość jego prac pokazywała owce i wypas owiec przez chłopów, oraz ich prace w polu. Podobnie jak Vincent dostrzegał w tych scenach nie tylko dobry temat do malowania, ale piękno, obok którego większość przechodziła obojętnie.
środa, 4 stycznia 2012
Eugene Delacroix
W innym z listów,
wspomina również o Delacroix: „Wiesz, dlaczego obrazy Eugène Delacroix'a,
zarówno te historyczne jak i religijne, Łódź Chrystusa, Pieta, Krzyżowcy, mają
na mnie taki wpływ? -- pytał brata w liście pisanym również z
Saint-Paul-de-Mausole. -- Ponieważ, kiedy Delacroix malował Gestsemanię,
wcześniej poszedł, żeby zobaczyć na własne oczy jak wygląda ogród oliwny;
zrobił podobnie, jeśli chodzi o morze podniesione mistralem, ponieważ on musiał
sobie powiedzieć -- ludzie, o których mówi nam historia, weneccy dożowie,
krzyżowcy, apostołowie, święte niewiasty, mieli podobny charakter i żyli
podobnie jak my, ich obecni potomkowie. I muszę ci powiedzieć -- zobaczysz to
samo w [mojej] Piastunce”
Pieta namalowana przez
Delacroixa oraz kopia obrazu namalowana przez Vincenta van Gogha.
Jean-Francois Millet
Kolejnym
wielkim mistrzem, którego podziwiał, i który był dla niego archetypem
wierzącego był Millet. Pisał o nim w
jednym ze swych listów pisał „Och, Millet!
Millet! Jak on namalował ludzkość i To, co na Wysokościach, co tak bliskie i
święte! I pomyśleć dzisiaj, że ten człowiek płakał, kiedy zaczynał malować, że
Giotto i Fra Angelico malowali na kolanach, a pełen strapień, wrażliwy
Delacroix... niemal z uśmiechem".
"Nie potrafię tego
dokładnie wyrazić. To musi być je ne sais quoi w człowieku, które zamyka
mu usta i każe mu być aktywnym -- to pewien dystans [obecny w nim] nawet wtedy,
kiedy zabiera głos -- powtarzam: [chodzi] o wewnętrzną siłę, która pcha go ku
działaniu. W ten sposób osiąga się wielkie rzeczy -- dlaczego? Bo ma się
wewnętrzne uczucie przyzwolenia na to, co ma przyjść. Pracuje się -- co dalej?
Nie wiem".
Jean-Francois
Millet – Kobiety zbierające kłosy
Millet chętnie malował
chłopów ciężko pracujących w polu, podkreślając rytm życia zgodny z porami
roku. Nie ma tu pasji ani dramatu, lecz praca jaką wykonują pochylone nad
ziemią kobiety jest życiem dla biednych ludzi.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Mistrzowie Vincenta van Gogha
Vincent
van Gogh pomimo własnego indywidualnego stylu fascynował się również malarstwem
innych artystów, a w szczególności sztuką Rembrandta, Jean-Francois Milleta i
Eugene Delacroixa. Wzorem był dla niego również jego przyjaciel Paul Gauguin
jak i Mauve. W twórczości każdego z nich widział inne wartości i dostrzegał
inny rodzaj piękna. W jednym ze swych listów napisał „Obraz Mauve’a, Morisa czy
Istaelsa mówi nam więcej i jaśniej niż sama natura”.
Rembrandt Harmenszoon van
Rijn - „Straż nocna”
„Nie wiem, czy przypominasz sobie,
że z lewej strony Straży nocnej, a
więc jako pendant do Syndyków cechu sukienników, znajduje się obraz (nieznany
mi dotychczas) Fransa Halsa i P. Codde’a: około dwudziestu oficerów w całej
postaci. Czy zwróciłeś na ten obraz uwagę? Jeśli nie, sam tylko jest wart
podróży do Amsterdamu. Jest tam postać chorążego, stojącego kącie, całkiem na
lewo, przy ramie, cała namalowana szaro, powiedzmy, szaroperłowo, w tonie
charakterystycznie neutralnym, uzyskanym zapewne z oranżu i niebieskości
przemieszanych tak, że neutralizują się wzajemnie; aby odmienić ten ton
zasadniczy, w jednym miejscu położono go jaśniej, w drugim ciemniej, ale cała
postać wydaje się namalowana jedną szarością; skurzane buty są jednak z innej
malarskiej materii niż spodnie do kolan, ich fałdy i kaftan; wszystko jest
rozmaitych kolorów; a przecież wszystko namalowane szarościami z jednej palety.
Posłuchaj mnie uważnie. Do tej szarości malarz wprowadzi
teraz niebieski, oranż i trochę bieli; kaftan ma kokardy z atłasowych wstążek,
lekko niebieskich, bosko delikatnych w kolorze; szarfa i chorągiew są
pomarańczowe, kołnierz biały.
Oranż, biel, błękit, jako ówczesne kolory narodowe, oranż i
niebieski obok siebie, dwa kolory umiejętnie przemieszane, tworzą wspaniałą
gamę na szarym tle; nazwałbym je biegunami elektrycznymi ( wciąż chodzi o
kolor) zbliżonymi do siebie tak, że nawzajem się znoszą przy tej szarości i
bieli. Gdzie indziej w tym obrazie są inne gamy oranżu obok innej niebieskości,
jeszcze gdzie indziej najcudowniejsze czernie obok najdoskonalszych bieli.
Głowy, których jest dwadzieścia, twarze pełne życia i ducha, namalowane jednym
kolorem! Postawy wszystkich postaci wspaniałe.
Rzadko jednak zdarzyło mi się widzieć postać piękniejszą niż
chwat pomarańczowy, biały i niebieski w lewym rogu obrazu. To jest unikalne.
Delacroix byłby niezwykle zachwycony, ja stałem dosłownie
jak wryty. A poza tym znasz śpiewaka, postać śmiejącą się, popiersie czarno
zielonkawe i karminowe, także w tonach ciała. Znasz popiersie mężczyzny żółto
cytrynowe, zgaszone, którego twarz dzięki opozycji tonów jest zuchwale brązowa,
mistrzowska, czerwień wina ( fiolet?).
Burger pisał o Żydowskiej
narzeczonej Rembrandta podobnie, jak pisał o Vermeerze z Delft, o Siewcy Milleta, o Fransie Halsie, cały
temu pisaniu oddany, przechodząc sam siebie. Syndycy są doskonali, to najpiękniejszy Rembrandt; ale Żydowska narzeczona ( taktując ją
oddzielnie); cóż to za obraz intymny, nieskończenie ujmujący, namalowany ręką z
ognia. Rembrandt w Syndykach jest
wierny naturze, choć tu także, i zresztą zawsze, szlachetny wielką szlachetnością
i wzniosły nad wszelki wyraz. Rembrandt był zdolny do czegoś innego, kiedy nie
czuł potrzeby dosłownej wierności naturze-jak to się zdarza w portrecie-kiedy
mógł oddziaływać poetycko, być poetą, to znaczy twórcą. I tak właśnie jest w Żydowskiej narzeczonej.
Jak doskonale Delacroix
rozumiałby ten obraz! Jakie szlachetne uczucie, nieprzeniknionej głębi-trzeba umrzeć wiele razy, żeby tak malować! Oto
słowo stosowne do tego obrazu. Żeby powrócić jednak do Fransa Halsa i jego
płócien, to można powiedzieć, że Hals zawsze stoi nogami na ziemi; Rembrandt
przenika tak głęboko tajemnicę, że mówi rzeczy, dla których nie ma słów w
żadnym języku.
Sprawiedliwie nazywa się
Rembrandtem czarodziejem… To nie jest łatwy zawód!”
Rembrandt
Harmenszoon van Rijn - Żydowska narzeczona
Subskrybuj:
Posty (Atom)