poniedziałek, 5 grudnia 2011

Trochę o mnie

Nazywam się Vincent. Urodziłem się 30 marca 1853 roku w miejscowości Groot- Zundert. Pochodzę z rodziny protestanckiej a mój ojciec jest pastorem.
Gdy miałem dwadzieścia lat wyjechałem do Londynu. Spotkało mnie tam wielkie rozczarowanie- zakochałem się w córce gospodyni, u której mieszkałem. Odrzuciła ona me oświadczyny. Zawód ten utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że Londyn nie jest dobrym miejscem dla mnie. Niezwłocznie opuściłem miasto, z którym wiązało mnie tyle złych wspomnień, aby podjąć pracę w Paryżu.
Paryż, Paryż... miejsce to zawładnęło mną- zapoznawałem się z najmodniejszymi prądami intelektualnymi, czytałem książki, zwiedzałem muzea. W tym czasie dotarło do mnie, że mam powołanie do stanu duchownego.  Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, w roku 1876 znów udałem się do Anglii, gdzie zamieszkałem u anglikańskiego duchownego.  Chciałem głosić ewangelię wśród najuboższych. Religia mnie wzywała- chciałem pocieszać maluczkich.  Jednak nie dane mi było- moja aplikacja do szkoły została odrzucona.  Zdecydowałem się na powrót do rodziców- Boże Narodzenie spędziłem już w Etten.
Między styczniem a kwietniem 1877 roku pracowałem jako subiekt w księgarni w Dordrechcie. Jednak egzystencja praktyczna i uregulowana nie była dla mnie- trawiła mnie religijna żarliwość, więc postanowiłem wyjechać do Amsterdamu. Był to dla mnie czas przygotowań do egzaminu wstępnego do seminarium.  Pracowałem ciężko przez 14 miesięcy…na marne. Wróciłem do rodziny.
Ojciec zmartwił się tak bardzo moimi trudnościami, że zapisał mnie do szkoły misyjnej w Brukseli. W grudniu 1878 roku wyjechałem do Borinage  w Belgii, gdzie zamierzałem podjąć działalność apostolską wśród górników. To było odludzie. Żyłem tak jak oni- nędznie- sypiałem na drewnianej pryczy w budzie, dzieliłem ich troski, pielęgnowałem chorych. Jednak po raz kolejny- wszystko to nadaremnie.
Rok 1879 był początkiem najgorszego okresu w moim życiu…nastąpiły dla mnie miesiące biedy, przygnębienia, lęku i włóczęgi po bezdrożach. Postanowiłem zostać malarzem.

1 komentarz:

  1. uwielbiam van Gogha...
    Czasem mysle ze to zbyt proste by go uwielbiac. Co innego kochac Rothko, Chagalla, czy Memlinga...
    Sa tacy inni, mniej znani, do odkrycia...

    ja kocham van Gogha za wszystko!!! Fajnie ze znalazlamtaki blog:) Pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń