niedziela, 18 grudnia 2011

Cały czas o mnie


Zima 1887 roku była ciężka. Szare niebo w połączeniu z ciemnymi ulicami stolicy źle wpływało na moje samopoczucie. Tęskniłem za upałem, za słońcem. Za radą Toulous- Lautreca wyjechałem do Arles.  Był grudzień 1888 roku. Prowansja oczarowała mnie swymi kwitnącymi sadami, pieknymi arlezjankami i mężczyznami pijącymi absynt. Oto Wschód, który stał przede mną otworem. Miałem 35 lat i czułem się naprawdę szczęśliwy. Z entuzjazmem robiłem rysunki trzciną. W ciągu 15 miesiecy wykonałem blisko dwieście obrazów, nie raz w kilku wersjach. Niestety, moja egzystencja stała się niepewna. Nękały mnie halucynacje, po których następowało otępienie. Nie mogłem sprzedać żadnego z  obrazów, przez co zaczęło brakować mi pieniędzy. Źle się odżywiałem. Prześladowała mnie myśl o śmierci, dlatego też pracowałem pospiesznie. Pokłóciłem się z moim przyjacielem Gauguinem. Nie wiem co mnie opętało, że podczas jednej z kolacji rzuciłem mu w twarz szklanką a następnego dnia goniłem go po ulicy z brzytwą. W szale wściekłości obciąłem sobie ucho, zawinąłem je w chusteczkę i podarowałem jednej z pensjonariuszek domu publicznego.  Dwa tygodnie przebywałem w szpitalu. Po powrocie namalowałem swój autoportret z obciętym uchem. Był styczeń 1889 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz